Chcieliśmy udowodnić niedowiarkom, że Rogue nie wyprzedza nas o lata świetlne – rozmowa z eweszlo.pl

Autor:

Dziś mam dla Was rozmowę z Szymonem Groenke na temat mojej pracy w esporcie, wygranego finału Ultraligi oraz o tym dlaczego lubię swoją pracę.

– Psychologia jest jedna. Nie ma znaczenia czy tańczysz w balecie, grasz na skrzypcach w filharmonii, jesteś sportowcem, graczem komputerowym czy biznesmenem dającym wykład. Stres i presja w różnych środowiskach wygląda tak samo. Sport, esport i biznes opierają się przecież na wynikach – mówiła nam Natalia Koperska, psycholog zaangażowany w pracę z reprezentantami devils.one. Porozmawialiśmy z nią nie tylko o kulisach pracy w organizacji esportowej. Z nieco innej perspektywy przeanalizowaliśmy także wielki finał Ultraligi – niesamowicie emocjonujący mecz, który przez ekspertów okrzyknięto najlepszą serią w historii League of Legends.

Wkurzasz się, kiedy dziennikarze zwracają się do ciebie z pytaniami wyłącznie po przegranych meczach?

Trochę tak. Takie podejście ma swoje korzenie w sporcie tradycyjnym. W esporcie jeszcze się z tym nie spotykam, bo psychologia w tym obszarze dopiero się rozwija. Zwykle jednak dziennikarze faktycznie zwracają się do nas właśnie po porażkach. Najczęściej zadawanym pytaniem jest wtedy: „Co poszło nie tak?”.

Przez to również wśród zawodników pokutuje przekonanie, że kontakt z psychologiem potrzebny jest wyłącznie w czasie kryzysu. Zdarza się, że sportowcy dzwonią dwa tygodnie przed Igrzyskami Olimpijskimi, mając nadzieję, że w tak krótkim okresie uda się coś jeszcze zdziałać. Niejednokrotnie w momentach załamania jest już za późno…

Bo ważna jest konsekwencja i działanie prewencyjne, a nie gaszenie pożarów.

Dokładnie. Moja praca przynosi największe efekty, kiedy jest długoterminowa. Z devils.one przebywam niemalże od momentu stworzenia zespołu – od pierwszego dnia treningów. Byłam obecna na inauguracyjnym spotkaniu i od miesięcy pomagam trenerom budować skład. Pracuję nad pewnością siebie zawodników, a także pomagam rozwijać ich kompetencje. W taki sposób wspomnianych kryzysów można uniknąć, albo przynajmniej sprawić, że te nie będą tak odczuwalne. Gracze zyskują bowiem w tym czasie umiejętności, które pozwalają im po dwóch przegranych mapach wyjść na scenę i walczyć jak równy z równym.

Dlatego dziś nie będziemy rozmawiać o tym, „co poszło nie tak”. Drugie miejsce w Ultralidze i awans na EU Masters to przecież nie lada wyczyn. Choć psychologowie przeważnie pracują w cieniu, po ostatnich meczach „Diabły” mocno podkreślały wagę przygotowania mentalnego. Czujesz się jednym z architektów sukcesu devils.one?

Jestem małym trybikiem w całym mechanizmie i dołożyłam po prostu swoją cegiełkę. Architekt to chyba za dużo powiedziane, bo główną pracę wykonali zawodnicy. Gdyby nie ich zaangażowanie i motywacja, cały sztab szkoleniowy nie byłby w stanie zrobić czegokolwiek. Nasze „Diabełki” popisały się dużą otwartością i chęcią, by spróbować czegoś nowego. Zawodnicy często nie mają doświadczenia w pracy z psychologiem. Ten ewentualnie kojarzy im się z psychologiem szkolnym.

Popisały się otwartością na co?

Na nieszablonowe rozwiązania. Praca ze mną jest bowiem niestandardowa. Rozmowa jest fajna, owszem, ale nie wszystko po niej widać. Czasami przeprowadzam więc ćwiczenia, które w pigułce pokazują różne mechanizmy przekładające się na grę. Dzięki temu, że gracze nie są podczas ich wykonywania na Summoner’s Rift, nie skupiają się wtedy na aspektach mechanicznych. To daje pole do popisu, by pracować nad komunikacją, motywacją czy umiejętnościami przywódczymi u kapitana.

Cieszę się, że jest to dostrzegane, a organizacja zwraca uwagę na moją pracę również w kontekście sukcesów, a nie tylko ewentualnych porażek.

Czujesz wobec tego odpowiedzialność za wyniki?

Zawsze bardzo przeżywam starty zawodników. Pracuję z nimi przez dwa czy trzy miesiące, a kiedy w końcu wyjdą na scenę, sama nic nie mogę już zrobić. Słucham tylko ich rozmów, bo jesteśmy podłączeni pod TeamSpeaka. W takich momentach z bezsilności wysyła się w eter po prostu dobre fluidy.

Chciałoby się zareagować, ale nie można.

To bardzo trudne. Oglądając zawody, niejednokrotnie jestem bliska stanów przedzawałowych. Poza tym z chłopakami z devils.one jestem bardzo zżyta.

Między mapami są jednak przerwy. Nie znajdujesz podczas nich chwili, by doradzić graczom?

W Ultralidze jest na to bardzo mało czasu – dosłownie kilka minut między zejściem ze sceny i powrotem na stanowiska. W trakcie gry, kiedy mniej więcej wiadomo już, jaki będzie wynik, układamy z trenerami plan tego, co powiemy graczom. Z hatchym współpracuję zresztą od dwóch lat i często nie muszę nic sugerować, bo Adrian doskonale wie, co w danym momencie bym zaproponowała. Uwielbiam słuchać, gdy rozmawia z zawodnikami. Mam pomysł, żeby nagrać w końcu jego wypowiedzi i umieścić w podręczniku dla trenerów. Bywa jednak tak, że wtrącam kilka zdań uspokajających.

Przepracujmy to na przykładzie Jest 0:2. Gracze schodzą ze sceny w nie najlepszych nastrojach. Naprzeciw siebie widzą faworytów na fali wznoszącej. A jednak powrót do meczu się udaje. Pojedynek, który mógł być jednostronną dominacją, staje się – i tu cytuję ekspertów – najlepszą serią w historii polskiego League of Legends.

W szatni byliśmy tylko kilka minut. Żeby to zobrazować – to okres, kiedy podczas transmisji widać planszę „Zaraz wracamy”. Patrząc na sytuację z dystansu, kiedy gracze przegrywają 0:2, nagle schodzi z nich stres i presja. Gorzej przecież nie będzie. Widać to w siatkówce, tenisie i szeregu innych dyscyplin – zawodnicy nabierają w tym momencie odwagi.

Poniekąd było to widać w wyborze bohaterów.

Nic już nam nie groziło. W komfortowej sytuacji byliśmy zresztą już przed meczem. Oczywiście, nikt nie przystępuje do pojedynku bez chęci zwycięstwa, ale my swój cel zrealizowaliśmy kilka dni wcześniej, awansując na EU Masters. W wielkim finale chcieliśmy się po prostu dobrze pokazać i udowodnić niedowiarkom, że Rogue Esports Club nie wyprzedza nas wcale o lata świetlne. Trudniejszy mentalnie był pojedynek z Illuminar Gaming.

W kontekście przyszłych meczów, a więc m.in. EU Masters, to że byliście w stanie ugrać dwie mapy stanowi istotną kwestię? Pytam o to, bo z drugiej strony świadomość tego, że było się tak blisko zwycięstwa może wpływać przecież demotywująco.

Wydaje mi się, że gdybyśmy przegrali 0:3, faktycznie niedosyt byłby mniejszy. Gracze do trzeciej mapy podeszli jednak odważnie i niespodziewanie się odblokowali. Zaczęli grać – krótko mówiąc – swoje. Po tej wygranej dostali wiatru w żagle i przyparli faworyta do muru.

Już w trakcie meczu – właśnie w sytuacji 0:2 – mówiło się, że największym wrogiem zawodników Rogue mogą być oni sami. Że za bardzo się rozluźnią. Jak ważny z punktu widzenia psychologicznego jest to problem?

Nie chcę odnosić się konkretnie do Rogue, bo nie byłam w ich szatni, ale to syndrom znany nawet ze sportu tradycyjnego. Wiele razy w piłce nożnej, nawet w finale Ligi Mistrzów, drużyna wygrywała 2:0, by ostatecznie mecz przegrać. Zachęcam więc podopiecznych do myślenia zadaniowego. Trzeba skupić się na realizacji celu, dobrej grze, zapominając przy tym o wyniku. To pozwala zabezpieczyć się zarówno przed rozproszeniem przy wyniku 0:2, jak i właśnie 2:0. Bardzo często jest tak, że drużyna, która jest na wyraźnym prowadzeniu, zaczyna mniejszą uwagę przykładać do szczegółów. Luz i lekceważenie przeciwnika, który nie ma nic do stracenia, są bardzo zgubne.

Ostatecznie przegraliście finał, ale po konfrontacji zbudowana została inna narracja. Narracja o dwóch triumfatorach – dziesięciu graczach, którzy studio mogą opuścić z podniesionymi głowami. Czujecie się w pewnym sensie zwycięzcami?

Przede wszystkim zdaliśmy sobie sprawę, że ogrom pracy, jaki włożyliśmy w rozwój składu, procentuje. Patrząc na historię naszych meczów z Rogue, zauważyć można ciągły progres. Postęp jest błyskawiczny. W zasadzie z tygodnia na tydzień jesteśmy w stanie poprawiać błędy i rzucać kolejne wyzwania rywalom.

Wspominałaś, że ważniejszym meczem był dla was pojedynek z Illuminar Gaming. Hatchy podkreślił, że każde wejście na Twittera czy Facebooka było zmasowanym atakiem na pewność siebie drużyny.

Był ważniejszy, bo gra toczyła się o większą stawkę. Ponadto trudno uwierzyć, że jest się na wyższym poziomie od przeciwników, jeśli dookoła wszyscy grzmią, że to oponenci są faworytami.

Jak więc radzić sobie z presją otoczenia?

To w esporcie trudne, bowiem niełatwo odciąć się w nim całkowicie od Internetu. W dyscyplinach tradycyjnych przychodzi to dużo prościej. Trzeba więc całkowicie skupić się na tym, by zaprezentować pełnię swoich możliwości. Wtorkowa wygrana dała chłopakom podstawy do tego, by następnie dobrze zaprezentować się w finale. Pewność siebie wróciła.

Zdarzają się sytuację, że pod wpływem krytyki płynącej z Internetu przychodzą do ciebie zawodnicy, prosząc o pomoc?

Przychodzą tylko ci z nieugruntowaną pewnością siebie. Nie da się tego jednak przepracować pięć minut przed meczem. Pewność siebie budujemy przez co najmniej kilka tygodni, a nawet przez długie miesiące. Staram się też opierać wspomnianą pewność o obiektywne wskaźniki, a nie to, co mówią ludzie. Jednym z moich absolutnie ulubionych ćwiczeń dla zawodników jest motywowanie ich do notowania udanych zagrań indywidualnych po każdym treningu czy meczu. Chodzi o same konkrety: w tym miejscu dobrze wycelowałem, tam podałem wartościowy komunikat, gdzie indziej zadbałem o wizję itp.

Wbrew pozorom szukanie dobrych stron jest dla wielu znacznie trudniejsze od wytykania własnych wad.

Właśnie. Mimo wszystko nie chodzi o to, by stanąć przed lustrem i powiedzieć sobie „JESTEM ZWYCIĘZCĄ”. Ewentualne myślenie o przyszłym sukcesie oprzeć musimy na faktach. Jeśli zdamy sobie sprawę z własnych możliwości, dużo łatwiej będzie nam ignorować opinie płynące z zewnątrz. Widzowie nie mają przecież wglądu w komunikację, nie wiedzą, co dokładnie dzieje się w drużynie. Ich opinie niejednokrotnie mają dużo mniejsze znaczenie niż to, co sami o sobie wiemy.

Często powtarzasz, jak wielką wagę komunikacj odgrywa w esporcie. W devils.one dochodzi jeszcze aspekt korzystania z języka angielskiego.

Wbrew pozorom komunikacja po angielsku wspiera precyzję, skraca podawane informacje i ułatwia zebranie myśli. W trakcie treningów – jeśli coś wydało się wcześniej niezrozumiałe – ustalane są odpowiednie hasła.

Jestem zresztą zaskoczona, jak przyszłościowo myślą zawodnicy. To od nich wyszedł przecież pomysł korzystania z języka angielskiego. Chcieli przygotowywać się zawczasu do tego, by po ewentualnym transferze do drużyny zagranicznej, nie natrafili na barierę językową. To bardzo dojrzałe podejście.

Wspomnianą dojrzałość widać również w innych aspektach pracy graczy? Mimo wszystko to przecież młodzi ludzie.

Bardzo często zawodnicy wstydzą się, że korzystają z pomocy psychologa.. Chłopaki z devils.one sami natomiast pytają się, czy mogą zrobić zdjęcia lub nagrać filmy z ćwiczeń. Rozumieją, że to szczegóły, które dają im przewagę nad konkurencją nie posiadającą takiego zaplecza. Nawet jeśli na początku ludzie śmiali się z tego, że mamy „osiemnastu kucharzy”, pierwszy sezon Ultraligi udowodnił, że do Rogue i devils.one nie ma podjazdu. W dużej mierze przez “szczegóły” pokroju fizjoterapii, zdrowej diety czy pomocy psychologa.

Nie rozumiem, jak można w ogóle śmiać się z elementów będących wyznacznikiem profesjonalizmu.

Po finale Ultraligi przynajmniej część osób zdała sobie z tego sprawę. Widzę to po ilości wiadomości, które dostaję prywatnymi kanałami. Ludzie do tej pory podchodzący z dystansem do wspomnianych kwestii nagle decydują się na rozpoczęcie pracy nad sferą mentalną.

Sport tradycyjny wyprzedza esport o lata świetlne, jeśli chodzi o świadomość posiadania porządnego zaplecza treningowego i dbania o aspekty pozasportowe. Można grać dwanaście godzin dziennie solo Q, ale robić to bezmyślnie. Można jednak poświęcić na to sześć godzin, a resztę czasu przeznaczyć choćby na analizę. devils.one podeszło do sprawy bardzo odważnie i profesjonalnie.

Kiedy kończy się w esporcie wpływ indywidualnych umiejętności mechanicznych graczy, a zaczyna walka w głowie i wykorzystywanie atutów pokroju większego doświadczenia?

Większość drużyn w Ultralidze jest bardzo zbliżona do siebie pod względem umiejętności mechanicznych. Różnice nie są ogromne. Nie mówię tu tylko o graczach Rogue Esports Club i devils.one, ale także Illuminar Gaming czy PRIDE. Przewagę podczas meczów daje więc to, czy zawodnicy odpowiednio wykorzystali czas szkoleniowy. Należy zrozumieć, że trening nie powinien być koniecznie ciężki. Szkolenie musi być mądre.

W przedmeczowym wywiadzie Lucker wspomniał nam, że w wielkim finale będzie 3:2 dla devils.one. Uważał przeciwnika za trudnego rywala, którego można jednak pokonać. Jako psycholog jesteś zwolenniczką przedmeczowej skromności czy prezentowania pewności siebie?

Społeczeństwo woli zawodników skromnych. Śmiałość w wywiadach jest źle postrzegana. Moim zdaniem pewność siebie zbudowana na świadomości mocnych stron nie jest jednak niczym złym. Umówmy się – 3:2, które zapowiedział Lucker, wcale nie było abstrakcyjne. Niewiele zabrakło, żeby jego przewidywania rzeczywiście się ziściły. Fałszywa skromność szkodzi zawodnikom. Najlepiej, by mówili głośno to, co akurat myślą.

Widzę przed chłopakami świetlaną przyszłość, bo rzeczywiście wiedzą, co potrafią, a czego im brakuje. To najlepsza baza do tego, by pracować i naprawdę daleko zajść. Są oczywiście przypadki graczy, którzy trzymają się ogona, mówiąc jednocześnie o swojej wielkości. Ostatecznie przechwałki weryfikowane są jednak przez wyniki.

To, czy gracz może udzielić w danym momencie wywiadu, jest przez ciebie regulowane?

Obserwuję zawodników od trzech miesięcy. Praca psychologa nie ogranicza się do godziny zajęć. Przebywam z drużyną cały dzień, obserwuję ich zachowania, analizuję potrzeby. Muszę wiedzieć, kto lepiej gra, a kto bardziej stresuje się w różnych sytuacjach. Na podstawie szeregu przesłanek trzeba podjąć decyzję, czy warto wystawić kogoś przed kamerę, czy też w danym momencie lepiej odpuścić kontakt z mediami. Dobro gracza zawsze stawiane jest na pierwszym miejscu, a bywają momenty, w których wywiad mógłby mu zaszkodzić, np. za bardzo go rozpraszając. Cała organizacja tworzy swoim podopiecznym przyjazne środowisko.

Przy stanie 0:2 w Studio Polsatu Games do wywiadu podszedł Maciej Sawicki. Sama wspomniałaś o tym, że podczas meczów bardzo się emocjonujesz. Podejrzewam, że stres zjada również innych członków sztabu. Oni też mogą liczyć na twoje wsparcie w aspektach mentalnych?

Jestem w devils.one do dyspozycji wszystkich ludzi w organizacji. Jeśli w całej ekipie panować będzie przyjazny klimat, to bardzo zyskamy na tym w kontekście sportowym.

Dzięki temu, że przy stanie 0:2 sawik wziął na siebie pójście przed kamerę, drużyna mogła się uspokoić i wyciszyć. Bardzo cenię takie gesty.

Co w kontekście przygotowania mentalnego było dla zespołu największym wyzwaniem na przestrzeni całego sezonu?

Sytuacja przed meczem z Illuminar Gaming i to, co działo się w mediach. Niewielu na nas stawiało. Społeczność stała po stronie iHG. Z punktu widzenia drużyny był to duży ciężar. Łatwo wtedy stracić wiarę w swoje umiejętności. Mimo że historia spotkań stoi po twojej stronie, nagle okazuje się, że 80% widzów stawia na rywali…

Współpracujesz również z drużyną Counter-Strike’a: Global Offensive?

Jestem do dyspozycji wszystkich graczy i pracowników w organizacji.

Bycie do dyspozycji, a faktyczna praca to dwie różne sprawy. Wiemy, jak zawodnicy CS-a podchodzą do działań z psychologami.

Różnica pomiędzy pracą z dywizją LoL-a i CS-a polega na tym, że ta pierwsza drużyna przebywa na miejscu. Siłą rzeczy jesteśmy w stanie przepracować więcej elementów. Z formacją CS-a widuję się głównie w trakcie obozów szkoleniowych.

W zespole CS:GO widzimy zarówno graczy praktycznie bez doświadczenia – Dychę, trzech zawodników obytych w środowisku, a także weterana, a wręcz legendę światowej sceny. Połączenie tych elementów to dla psychologa duże wyzwanie?

Byłoby ogromnym wyzwaniem, gdybym wkroczyła do zespołu w sytuacji kryzysowej, a sama drużyna stałaby na granicy rozpadu. W takich sytuacjach mieszanina charakterów i różnych doświadczeń nie pomaga. Inaczej jest, jeśli praca ma wymiar długoterminowy. Wówczas możemy skupić się na tym, by różnice przekształcić w atuty. Dycha ma co prawda mniejsze doświadczenie LAN-owe, ale z drugiej strony wnosi do składu świeże spojrzenie na pewne rzeczy. Wielu oczekuje, że po zmianach nowy gracz sam przystosuje się do funkcjonowania w drużynie. Prawda jest taka, że ci bardziej doświadczeni członkowie kadry muszą mu w tym pomóc.

Jako psycholog masz wpływ na podejmowanie decyzji w przypadku potencjalnych zmian kadrowych?

Zmiany to w ogóle bardzo trudny temat – szczególnie w esporcie. Wiem, ile czasu potrzeba, by grupa od momentu stworzenia dotarła do miejsca, w którym będzie funkcjonowała bez zarzutu. Tak, by pojawiła się odpowiednia synergia. Dynamika transferów w świecie esportu jest natomiast dużo większa. Niewielu zdaje sobie sprawę z tego, że wymiana nawet jednego gracza wywraca do góry nogami wszystko, co do tej pory wypracowało się we wcześniejszej grupie. Powstaje zupełnie nowa drużyna. Przy każdej zmianie trzeba wykonać pracę od nowa.

Ile czasu tworzy się więc dobrze funkcjonującą grupę?

Zależy od zawodników. Trzeba jednak przejść przez wiele etapów: od poznawania się, przez pierwsze kłótnie, po naukę radzenia sobie z konfliktami, na wspomnianej fazie synergii kończąc. Ten proces może trwać nawet rok.

Czasem oczywiście zmiany są potrzebne. Coś w grupie może nie działać, bo np. część zawodników chce iść dalej, a jeden gracz jest usatysfakcjonowany z miejsca, do którego już dotarł. Jeśli jednak nie dochodzi do skrajnych sytuacji, zespół większe profity czerpać będzie z powstrzymywania się od transferów i nauki funkcjonowania mimo chwilowych problemów.

Wobec tego musimy zaapelować do młodych drużyn, by dawały sobie więcej czasu i nie wprowadzały panicznych zmian.

Jak najbardziej. Myślę, że sześć miesięcy to minimum, by przekonać się o tym, czy zbudowany skład ma szansę zawojować scenę.

Pracę w esporcie rozpoczęłaś dwa lata temu w barwach Teamu Kinguin. Jak od tego czasu zmieniło się twoje postrzeganie środowiska?

Kiedy dwa lata temu zadzwoniono do mnie z Teamu Kinguin, zaczęłam szukać materiałów naukowych na temat esportu. Trafiłam wtedy wyłącznie na artykuły o uzależnieniach. Dziś jest inaczej. Sama jestem zapraszana na konferencje naukowe, by opowiadać o psychologicznym aspekcie pracy w esporcie. Uczelnie proponują, bym z trenerami odwiedzała koła naukowe.

Środowisko dynamicznie się profesjonalizuje. Przykładem tego jest właśnie devils.one – organizacja od początku stawiająca na pracę z psychologiem. I to nie przez godzinę w tygodniu a w wymiarze pełnoetatowym. Jeszcze kilka lat temu to było niewyobrażalne. Dziś „Diabły” wyznaczają w Polsce trendy.

Przez dwa lata zmieniła się też proporcja zawodników, z którymi współpracuję. Teraz częściej odzywają się do mnie esportowcy niż sportowcy.

Zwróciłaś uwagę na jakieś konkretne różnice w pracy z esportowcami i sportowcami?

Psychologia jest jedna. Nie ma znaczenia czy tańczysz w balecie, grasz na skrzypcach w filharmonii, jesteś sportowcem, graczem komputerowym czy biznesmenem dającym wykład. Stres i presja w różnych środowiskach wygląda tak samo. Sport, esport i biznes opierają się przecież na wynikach.

Czy wobec tego na polskiej scenie szykuje się dynamiczny rozwój w obszarze psychologii esportowej?

Mam nadzieję, bo krajowa scena bardzo by na tym zyskała. Nasi zawodnicy są mechanicznie bardzo uzdolnieni. To czołówka Europy. Profesjonalizacja branży sprawi, że w najważniejszych rozgrywkach Polaków będzie tak wielu, jak Skandynawów.

Link do rozmowy: https://eweszlo.pl/koperska_chcielismy_udowodnic_niedowiarkom_ze_rogue_nie_wyprzedza_nas_o_lata_swietlne/

Czytaj też: W esporcie trudniej jest odciąć się od internetowych komentarzy niż w sporcie tradycyjnym

E-sportowcy potrzebują nie tylko trenera, ale i psychologa. Rozmowa z portalem gry.wp.pl

Praca ze sportowcami i e-sportowcami niewiele się różni