Chodzi o to, żebyś jutro był lepszy niż dzisiaj

Autor:

Artykuł Wojciecha Osińskiego z Forum Trenera, który powstał jako zapis długiej rozmowy na temat sportu dzieci i młodzieży.

Dzieci są wulkanami energii i gdzieś powinny w pozytywny sposób tę energię spożytkować. Bieganie, gra w piłkę na podwórku, inne zabawy ruchowe są jak najbardziej wskazane, bo przyczyniają się do rozwoju młodego człowieka. Uprawianie sportu w sposób zorganizowany ma jednak przewagę. Po pierwsze, odbywa się pod kierunkiem dorosłych, głównie trenera przygotowanego merytorycznie do opieki nad młodymi sportowcami. Po drugie, uczy określonych zachowań – systematyczności, współpracy w grupie, odpowiedzialności. Dzieciom z zaburzeniami, np. ADHD, łatwiej jest funkcjonować na co dzień, gdy zaczynają uprawiać sport, bo mają się gdzie wyżyć i zmęczyć. W sekcji sportowej buduje się wzajemne relacje. Często te więzi są silniejsze niż klasowe.
Młodych sportowców łączą wzajemne zrozumienie, wspólnota zainteresowań, celów i emocji, których inni nie rozumieją. Te dzieci wiedzą, co to znaczy trenować, spocić się, zmęczyć, czasem zwymiotować z wysiłku. Znają smak zwycięstwa i gorycz porażki, z którą potem potrafią sobie lepiej poradzić w codziennym życiu. Poza tym, nie oszukujmy się, rodzice też mają z tego doraźną korzyść. Nie raz i nie dwa spotkałam się z zadowolonymi rodzicami, którzy mówili, że dziecko po powrocie z treningu jest tak zmęczone, że samo idzie spać i nie trzeba go siłą zaganiać do łóżka.

Nie zniechęcić, ale zachęcić

Każdy sport pomaga w rozwoju. Gdybym miała do wyboru posłać dziecko na treningi z jakikolwiek sportu albo nie wysyłać go wcale, wybrałabym to pierwsze. Oczywiście różne dyscypliny rozwijają w różny sposób pod względem fizycznym. Natomiast psychicznie podobnie – wyrabiają motywację, systematyczność, samodzielność.
Dzieci sportowcy są lepiej zorganizowane: po treningu mają raptem 2 godziny wolnego i wtedy odrabiają lekcje, bo potem nie będzie czasu. To są często dobrzy uczniowie, sama znam wielu mających świadectwa z biało-czerwonym paskiem, wzorowym zachowaniem. Trenerzy zachęcają takich, żeby pomagali słabszym. Często rozliczają też zawodników w oparciu o oceny semestralne. W ten sposób buduje się w dziecku poczucie odpowiedzialności za siebie.Powody, dla których dziecko zaczyna trenować taki, a nie inny sport, mogą być różne: rodzice albo starsze rodzeństwo uprawiali daną dyscyplinę, określona sekcja jest blisko miejsca zamieszkania, kolega też to trenuje. Czasem rodzice po prostu kierują swoją pociechę do konkretnego trenera, bo wiedzą, że jest on znakomitym wychowawcą młodzieży, a dyscyplina staje się kwestią drugorzędną.
Bywa, że rodzice metodą prób i błędów szukają dla dziecka jego dyscypliny. Takiej, w której będzie się dobrze czuło. Do tego nie potrzeba żadnych psychologicznych sztuczek. Zwykle dzieci lubią się bawić z innymi, a jeśli będzie to miało zorganizowaną formę – tym lepiej.Rodzice powinni jednak odpowiedzieć sobie na pytanie, czego oczekują. Czy tego, żeby ich syn czy córka zostali zawodowymi sportowcami? A może po prostu tego, żeby się dobrze bawili i rozwijali, nabywając przy okazji umiejętności społecznych?
Odradzam stawianie dziecka od samego początku pod presją typu „twoim celem jest medal olimpijski i wszystko, co po drodze, się nie liczy”. Bo się liczy! Czasem trudno rodzicom wytłumaczyć, że ośmiolatek nie zostanie mistrzem olimpijskim, jeśli wcześniej się zniechęci do tej dyscypliny albo do sportu w ogóle. Zdarza się też, że dziecko lubi dany sport, ale nie chce chodzić na treningi, bo coś innego mu się tam nie podoba – osoba trenera, jakieś inne dziecko, brudna szatnia. Zawsze warto pytać i rozmawiać. Nawet z małymi dziećmi można się dogadać. Naprawdę.

Zabawa czy rywalizacja?

Zabawa w sport to bardzo ważna rzecz, zwłaszcza na początku przygody młodego człowieka z zajęciami w klubie. Ogólna zasada jest taka, że im młodsze dzieci, tym więcej na treningach powinno być zabawy, a mniej rywalizacji. To, kiedy te proporcje powinny zacząć ulegać zmianie, zależy od trenera – jego wyczucia i znajomości grupy.
Można wprowadzać elementy rywalizacji i sprawdzać, jak dzieci na nią reagują. Jak to robić? Za pomocą sprawdzianów, zawodów, prostych testów, wyścigów. Ostatnio widziałam trenera, który siedmiolatkom za miejsca w wyścigach przyznawał na treningu punkty – lepszym po dwa, słabszym po jednym, czyli nie było przegranych, najwyżej mniej wygrani.
Trenerzy mają też jeszcze inne ważne zadanie – powinni nauczyć młodego człowieka szacunku do przeciwnika. Może to się odbywać za pośrednictwem prostych gestów – podania ręki, bicia brawa sobie nawzajem. Takich postaw warto uczyć już na treningach podczas ćwiczeń czy wewnętrznych gierek, żeby potem weszły w nawyk nie tylko w zawodach, ale i w codziennym życiu.
Dużą rolę odgrywają w tym procesie rodzice. Sama często słyszę, gdy na meczach czy treningach głównie ojcowie wydają z siebie okrzyki typu „zabij go, dojedź!”. Skoro tak zachowują się w miejscu publicznym, to pewnie i w domu wywierają na dziecko podobną presję. A dzieci zwykle są odbiciem matki i ojca.
Jednak muszę dodać, że zdarzało mi się przyglądać się zajęciom, na których trener uczył dwunastolatków, jak symulować faule. Tymczasem trener powinien pamiętać, że jest dla młodego adepta sportu wzorem, wychowawcą i autorytetem. To, czego on uczy, dzieci będą stosować potem nie tylko w sporcie, ale i w życiu. Dlatego warto wpajać zasady fair play. Warto również, by szkoleniowcy już na samym początku ustalali zasady współpracy z rodzicami swoich podopiecznych. Trener, zawodnik i rodzice powinni stworzyć team, bo wszyscy mają ten sam cel: rozwój dziecka.
Trzeba pamiętać o tym, że inaczej się mówi do siedemnastolatka, a inaczej do dziesięciolatka. Szkoleniowiec musi być bardziej autorytatywny wobec młodszych dzieci, które nie mają doświadczenia i niewiele wiedzą. Wśród starszych zawodników może nawet delegować niektóre zadania, przerzucać na nich odpowiedzialność, np. przy prowadzeniu rozgrzewki.

Ważne przesłanie Jigoro Kano

Jak należy dobrze pracować z dziećmi w klubie? To bardzo szeroki temat. Wielu trenerów stawia na współpracę i ja się z takim podejściem zgadzam. I nie dotyczy to tylko sportów drużynowych, ale także indywidualnych. Dodam, że chodzi o współpracę nie tylko z młodym zawodnikiem, ale także jego rodzicami, czasem nauczycielami czy psychologiem.
Trenerów, z którymi współpracuję, zachęcam do chwalenia podopiecznych. Nawet jeśli nie zawsze uda się akcja w meczu czy pojedynku, warto powiedzieć coś pozytywnego, np. o podjętej decyzji czy włożonym wysiłku. Oczywiście nie polecam chwalenia dla samego chwalenia. Konstruktywna krytyka też jest wskazana. Dziecko woli być skrytykowane niż niezauważone. Trzeba mówić, co było źle i co powinno się poprawić. Bez tego sportowiec nie będzie się rozwijać. Ale to jest kwestia formy. Jeśli będzie się to odbywało w formie połajanki albo krzyku, czasem nawet połączonego z epitetami – skutek będzie marny.
Zauważam, że niektórzy trenerzy oceniają tylko wtedy, kiedy dziecko coś zrobi źle. Jeśli natomiast dobrze, milczą. Pytani, dlaczego nie chwalą zawodników, odpowiadają, że jak nic nie mówią, to zawodnicy wiedzą, że jest dobrze. Tacy trenerzy nie mają racji. Zawodnik, a zwłaszcza dziecko, tego nie wie. Jeśli słyszy tylko krytykę, zdaje sobie sprawę, kiedy zrobiło coś źle. Jednak to wcale nie znaczy, że wie, kiedy zrobiło dobrze. Trenerzy nie wystawiają ocen tak jak w szkole, ale dziecku nie trzeba wcale dawać cukierków, kiedy coś dobrze wykona. Jako system kar i nagród sprawdzają się właśnie krytyka i pochwała. Przecież każdy lubi być chwalony i następnym razem stanie na uszach, żeby znowu usłyszeć miłe słowa.Inna sprawa, że dziecka nie powinno się oceniać w porównaniu z innymi, tylko z nim samym i jego możliwościami. Czasem przeprowadzamy różne testy i dzieci pytają, jak wypadły na tle pozostałych. Odpowiadam wtedy, że to nieważne. Istotne jest to, żeby w kolejnym teście samemu zrobić postęp. Twórca dżudo Jigoro Kano powiedział kiedyś: „Nie chodzi o to, żebyś był lepszy od przeciwnika. Chodzi o to, żebyś jutro był lepszym zawodnikiem, niż jesteś dzisiaj”. To zdanie mi przyświeca i staram się je promować.

Zasady muszą być jasne

Z pochwałą i krytyką wiąże się pośrednio system nagród i kar. Jedną z najlepszych form nagradzania – zwłaszcza wśród mniejszych dzieci, ale nie tylko – jest ustanowienie funkcji „asystenta trenera”. Kiedy chcemy dziecko za coś wyróżnić, mianujemy go, np. na dany dzień, takim asystentem. Trener opowiada o ćwiczeniu, a „asystent” je demonstruje i może czuć się ważny, bo reszta dzieci to wykonuje. Można też wyznaczyć jednego z podopiecznych do przeprowadzenia rozgrzewki całej grupy, oczywiście pod nadzorem szkoleniowca.
Co do kar – nie polecam stosowania w nich ćwiczeń wykonywanych na treningu, bo to może zniechęcić i negatywnie nastawić do danego ćwiczenia, które jest przecież potrzebne i powinno być wykonywane z ochotą. Inne niebezpieczeństwo jest takie, że to ćwiczenie nie będzie przez zawodnika traktowane jako kara. Powinny być odmienne, tylko na potrzeby kar. Można też czasowo eliminować z treningu: np. wszyscy żonglują, a ukarany tylko stoi i patrzy, choć też chciałby odbijać piłkę. Kara będzie dotkliwsza, jeśli w tym ćwiczeniu jest dobry i je lubi. Ważne, by cały system kar i nagród był jasny i przejrzysty.
Taki regulamin warto po prostu spisać i podpisany przez dzieci rozdać im, aby go zapamiętały. Każdy będzie wtedy wiedział, co grozi za spóźnienia i przewinienia, jak trzeba dbać o sprzęt, jakie są zasady zgłaszania nieobecności i wzajemnego zwracania się do siebie. Można też zawrzeć w takim spisie kwestie picia i jedzenia na treningu, np. cola czy woda, chipsy czy baton energetyczny. Kiedy obie strony wiedzą, na co się umawiały, łatwiej egzekwować zasady.

Trener nie może wpędzać w kompleksy

Jakie błędy popełniają trenerzy? Nie wolno im zwłaszcza przeklinać. Już nawet nie w formie epitetów pod adresem podopiecznych, bo to oczywiste, ale także wzmacniania mocnym słowem przekazu. Można wysłać do kogoś komunikat bez wzmacniania go przekleństwem. To też kwestia autorytetu trenera i tego, jak chce go budować. Czy tak, żeby zawodnicy się go bali, czy raczej żeby szanowali, bo po prostu zna się na robocie.
Nie jestem zwolenniczką wzbudzania agresji wśród młodych sportowców w stosunku do przeciwnika. Ona może się okazać skuteczna, jednak może też spowodować np. brak szacunku dla rywala. Stawiałabym raczej na mobilizację, chęć do walki. Bo to ona powinna wzbudzać emocje, nie zaś osoba przeciwnika.
Czasem bywa tak, że do pracy z młodzieżą trafia człowiek, który miał dotychczas do czynienia z dorosłymi i mówi do dzieci językiem, którego one nie rozumieją, bo nie opanowały jeszcze odpowiedniej wiedzy. Nie można wymagać od młodych sportowców, żeby dorównali nam poziomem; to my musimy się zniżyć do nich. Jeśli za trenowanie dzieci weźmie się ktoś do tego nieprzystosowany, może zaburzyć pewność siebie młodych zawodników, wpędzić ich w kompleksy, poczucie niższości, zaniżyć samoocenę czy wzbudzić agresję.
Trener powinien też wystrzegać się kłamstwa, bo jeśli wyjdzie ono na jaw, grupa straci do szkoleniowca szacunek. Trzeba być słownym i konsekwentnym, potrafić przyznać się do błędu. Każdemu zdarza się stracić panowanie nad sobą, ale kiedy się ochłonie, powinno się przeprosić. Przyznanie się do błędu to dowód odwagi. Warto o tym pamiętać.

Źródło: http://m.forumtrenera.com/w-numerze/sport-dzieci-i-mlodziezy/chodzi-o-to-zebys-jutro-byl-lepszy-niz-dzisiaj,108,article.html